MIASTA INTELIGENTNE, co to oznacza dla mieszkańców i włodarzy?
Jeszcze dekadę temu miasta inteligentne kojarzone były wyłącznie z inteligentną technologią. Od kilku lat świadomość ekologiczna wśród mieszkańców miast rośnie dość szybko, a w ostatnich latach używa się terminu „zrównoważona przestrzeń miejska”. Oznacza to, że włodarze miast muszą brać pod uwagę jakość życia mieszkańców związaną z otoczeniem w przyjaznym środowisku naturalnym. Czy polskie miasta są dziś inteligentne? W dużej mierze nie. Nie dziwi już dziś bunt mieszkańców przeciwko betonozie, wycince drzew czy agresywnej zabudowie deweloperskiej. Urbanizacja miast postępuje. I choć przejściowo ludzie opuszczają duże miasta, aby skorzystać z przywileju posiadania domu z ogródkiem, później do miasta wracają. Miasto bowiem oferuje wszystkie niezbędne usługi, życie w nim jest prostsze, ale czy zdrowsze? Polskie miasta często borykają się ze smogiem. Zbyt mało energii poświęca się walce z tym zjawiskiem.
Potrzebne są duże środki finansowe wspierające mieszkańców (często to grupa najuboższych), gdyż smog w 70% to wynik palenia w piecach paliwem stałym, a także odpadami, śmieciami i drewnem. Według szacowań Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) 45 tys. Polaków umiera rocznie na choroby wywołane smogiem. Są wśród nich te najcięższe, jak chociażby nowotwory. Smog zagraża najbardziej kobietom w ciąży, małym dzieciom i seniorom. Czy jednak zawsze chodzi o pieniądze? Z moich obserwacji wynika, że część mieszkańców nie chce zrezygnować z emisyjnego pieca, nie wierzy w szkodliwość smogu lub po prostu nie interesuje go to, że zwyczajnie truje innych. Tam, gdzie żadne zachęty nie pomagają, trzeba zastosować przymus prawny. Niedawno powstała Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków. Jest to rejestr krajowy, prowadzony przez Główny Urząd Nadzoru Budowlanego na podstawie przepisów ustawy z dnia 21 listopada 2008 r. o wspieraniu termomodernizacji i remontów oraz o centralnej ewidencji emisyjności budynków. Ustawa narzuca na samorządy gminne obowiązek zebrania deklaracji właścicieli budynków. Celem jej wprowadzenia jest odpowiedź na pytanie, ile tak naprawdę mamy źródeł niskiej emisji do usunięcia i jak skutecznie kierować pomoc w takie miejsca.
Miasto spowite smogiem trudno nazwać inteligentnym. Jednak włodarze miast mogą robić coś więcej – inwestować w małe elektrownie miejskie zasilane wodorem, OZE, wykorzystujące pompy ciepła i inne inteligentne technologie. Takie elektrownie mogłyby zasilać osiedla, dlaczego od razu budować elektrownie zasilające całe miasto? Chcąc, aby miasto było smart, musimy ograniczyć także emisję komunikacyjną. Najlepszą zachętą do tego jest darmowa (bądź bardzo tania) komunikacja publiczna i stosunkowo wysokie koszty użytkowania samochodu w mieście. Czy polskie miasta stać jednak na takie rozwiązanie? Taki system funkcjonuje np. na niewielkiej Malcie. Sprawdza się doskonale. Dlaczego zatem nie mógłby funkcjonować u nas? Tylko w ten sposób można przekonać mieszkańców do przesiadki do tramwaju czy autobusu. Jeśli już mowa o komunikacji, to co ze strefami czystego transportu? Ustawa z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych weszła w życie 22 lutego 2018 r. Pierwszym miastem, które odważyło się wprowadzić strefy w centrum, był Kraków. Niestety, źle przygotowany program i brak konsultacji społecznych doprowadziły do totalnego fiaska. Miasta zaczęły zgłaszać problemy z uchwaloną ustawą. Ustawodawca poprawił niektóre zapisy, ale nadal brak jest takich stref w polskich ośrodkach. Czy to program trudny społecznie? Jak wszystko, co nowe, ale bez wątpienia czeka nas rewolucja i w tym obszarze. Europejskie miasta już wiele lat temu wprowadziły opłaty za wjazd do stref czystego transportu. Polska jest wciąż w tyle z takimi rozwiązaniami, co powoduje, że nadal jesteśmy złomowiskiem Europy, bo tylko u nas bezkarnie można jeździć samochodami, które nie spełniają żadnych norm emisyjnych.
Mniej betonu to już mantra, którą powtarzają wszyscy. Kiedy patrzę na polskie miasta wiem, że nie da się dziś zburzyć betonowych kolosów, aby postawić w ich miejsca budynki pasywne, ale czy włodarze polskich miast myślą o zmianie polityki przestrzennej? Czy oprócz tego, że każdy deweloper ma obowiązek zastosowania powierzchni biologicznie czynnej, ma jakiekolwiek inne obowiązki? Nadal często jako mieszkańcy miast mamy poczucie, że deweloperzy są na uprzywilejowanej pozycji względem innych podmiotów gospodarczych. Nawet nasadzenia kompensacyjne drzew są fikcją, kto bowiem dba o to, aby sadzone drzewa w ramach miały odpowiedni przekrój pnia, tak aby mogły szybko zasilić nowe tereny w zieleń wysoką. Wysokie drapacze chmur już dziś są passe, ale wciąż wielu osobom kojarzą się z „potęgą miasta”. Musi zmienić się myślenie globalne włodarzy, by miasto było projektowane dla mieszkańców, z uwzględnieniem jakości ich życia. Elementem niezbędnym są tereny zielone. Ich rozmieszczenie powinno być na tyle równomierne, aby każdy mógł korzystać z zieleni nie dalej niż 1 km od własnego miejsca zamieszkania. Czy to jest trudne? Niekiedy tak. Tam, gdzie zabudowa jest zwarta, ciężko wygospodarować wolną przestrzeń. Dlatego tak ważne jest, aby każdy skwer, każda wolna przestrzeń miejska była brana pod uwagę jako teren sprzyjający życiu wśród przyrody.
W ostatnich latach na skutek zmian klimatu miasta zalewane są przez nadmierne ulewy. Nie jesteśmy na to przygotowani. Nie mamy zbiorników retencyjnych, a tak cenna woda zamiast pozostać w miejscu, w którym spadnie, spływa samoczynnie do rzek bądź zalewa betonowe siedliska, niszcząc wszystko, co napotka. Nowoczesna technologia już dziś dostarcza wielu rozwiązań problemu betonowych nawierzchni. Czy włodarze miast chcą jednak je stosować? Sądząc po tym, co obserwujemy na ulicach, wciąż króluje beton szczelnie zamknięty w swojej skorupie. Nawet drzewa (nie wiedzieć czemu) stoją w betonowych donicach, zamiast tradycyjnie, jak to drzewa, chować swoje korzenie w gruncie. I wszystko byłoby do zaakceptowania gdyby nie fakt, że duże miasta zajmują 3% powierzchni Ziemi, a emitują znaczącą część gazów cieplarnianych, bo w miastach mieszka ponad 50% ludzi w skali świata. Ciągły rozwój ośrodków miejskich prowadzi do szacunków, że w 2050 r. 85% Europejczyków będzie mieszkać w miastach. Nie bez powodu wymieniam człowieka dopiero teraz, choć to człowiek jest najważniejszy w tej analizie – to on i jego potrzeby spinają klamrą całą ideę smart-city. To człowiek, który dziś żyje w świecie mocno niespokojnym, tęskni za czymś więcej niż inteligentną technologią. Niepokoje militarne, niepokoje covidowe, niepokoje zmian klimatu powodują, że jako społeczeństwa jesteśmy obarczeni życiem w stresie, a często też w depresji. Z drugiej strony zegar tyka i upomina nas, że coraz mniej czasu pozostało nam w neutralności klimatycznej. Jeśli temperatura na Ziemi podniesie się o kolejne 1,5%, rozpoczną się procesy, których nie zatrzymamy. Powinniśmy zatem przyspieszyć nasze działania. W tym miejscu rola włodarzy miast jest bardzo istotna. Dziś już nie wystarczy mówić o tym, co miasta zamierzają zrobić. Dziś trzeba działać ze zwiększoną intensywnością. I choć wśród definicji inteligentnego miasta na pierwszy plan wybijają się technologie informatyczne i komunikacyjne, nie należy zapominać, że środowisko zaczyna odgrywać bardzo istotną rolę w definicji smart-city. Takie inteligentne miasto powinno bowiem działać jak sprawny organizm, w którym nic nie szwankuje.
Jeśli mówimy o smart-city nie sposób nie wspomnieć o celach zrównoważonego rozwoju zawartych w „Agendzie2030” ONZ. Polska jako sygnatariusz tej rezolucji rozpoczyna proces wprowadzania jej w życie. Obszary działania dotyczą każdego aspektu naszego życia i są skonstruowane jak koło zamachowe, które raz puszczone w ruch kręci się coraz szybciej. Żyjemy w grupie społecznej, nie da się więc oddzielić jednej sfery życia od drugiej. Gospodarka reaguje najszybciej, społeczeństwo, nauka, a na końcu też samorządy – wszyscy będą musieli dostosować się do wszystkich, dla dobra zrównoważonego świata. Świata pozbawionego dysproporcji i szanującego środowisko, człowieka, bioróżnorodność. Zatem w mojej ocenie definicja smart-city powinna ulec ewaluacji. Miasto inteligentne to miasto zrównoważone pod każdym względem. Jeśli samorządy gminne stosowałyby właśnie taką definicję, rozwój miast zmierzałby w innym kierunku niż obecnie. Nie da się bowiem dziś mówić o jakości życia bez czystego środowiska, dobrej jakości usług medycznych, dobrej edukacji, równości płci, dobrych warunków sanitarnych, czystej zielonej energii i oczywiście także innowacyjności. To wszystko zawiera „Agenda 2030” i jej 17 celów zrównoważonego rozwoju. Miasta są w ciągłym trendzie rozwojowym. Jak już wspomniałam do 2050 r. aż 85% Europejczyków będzie mieszkać w miastach, zatem to miasta powinny być dziś skoncentrowane na zagwarantowaniu realizacji celów zrównoważonego rozwoju. Jeśli miasta, które emitują najwięcej gazów cieplarnianych w skali światowej nie włączą się aktywnie do tego procesu, to nie osiągniemy najważniejszego, podstawowego celu neutralności klimatycznej.
Obserwując polskie miasta mam wrażenie, że włodarze skupiają się najmocniej na inteligentnych technologiach. Tymczasem silny ruch społeczny, jakim jest w Polsce Młodzieżowy Strajk Klimatyczny pokazuje, że młodzi nie chcą wyłącznie tego, by żyć w świecie zinformatyzowanym. Oni chcą żyć w czystym środowisku naturalnym. Ich walka o klimat jest dla nas wszystkich przykładem dojrzałej świadomości otaczającego nas świata. Bo to pokolenie młodych wie, że będzie musiało zmierzyć się ze skutkami zmian klimatu, jeśli nie uda nam się zrównoważyć życia ludzi, zwierząt i przyrody. Jeśli myślimy o miastach przyszłości, nie sposób nie wspomnieć o innej grupie wiekowej – o seniorach. Społeczeństwa krajów rozwiniętych starzeją się. Niski, a czasem wręcz ujemny przyrost naturalny powoduje, że popyt na usługi dla tej grupy ludzi jest coraz większy. Szersze też powinno być spojrzenie na ich podstawowe potrzeby takie jak komfortowy transport publiczny, zdrowe otoczenie, w tym czyste powietrze, czy mniej hałasu, będącego zmorą polskich miast. Wszystko to zapewnia dłuższe, zdrowsze życie i mniej nakładów na opiekę zdrowotną. Już dziś powinno się tak projektować miasta, aby podstawowe potrzeby mieszkańca znajdowały się w bliskim sąsiedztwie. Idąc w tym kierunku uważam, że miasta były dobrze zaprojektowane 100 lat temu. Niestety, postępująca urbanizacja, nadmierny konsumpcjonizm i chęć życia w luksusie niewielkiej części społeczeństwa zniszczyły je. Dziś możemy przywrócić częściowo miasta do poprzednich warunków, ale to, co powinniśmy robić przede wszystkim, to myśleć o obecnej polityce przestrzennej w sposób zrównoważony, bezpieczny, dający komfort życia mieszkańcom, niepowodujący nierówności społecznych. Czasy pandemii pokazały nam jeszcze jedno ważne rozwiązanie. Okazuje się, że duża część społeczeństwa pracującego zawodowo może wykonywać swoją pracę zdalnie. Na kilka miesięcy z ulic zniknęły korki uliczne, a stan powietrza poprawił się. Jestem przekonana, że taka forma pracy pozostanie na dłużej w wielu firmach również po ustaniu pandemii.
Jak Polska wygląda na tle Europy? Komisja Europejska już w 2006 r. przyjęła „Strategię tematyczną dla środowiska miejskiego”, której zakres obejmuje jakość życia mieszkańców dużych miast przy jednoczesnym podejściu zrównoważenia zarządzania środowiskiem naturalnym. Znalazły się w niej postulaty dotyczące ochrony dziedzictwa naturalnego, ale także rozwoju transportu miejskiego. Duże, europejskie miasta są bardzo zaawansowane w polityce miejskiej opartej na tejże strategii. Wśród liderów jest Amsterdam, Paryż, Berlin, Kopenhaga. Inspirujmy się najlepszymi. Nie wyważajmy otwartych drzwi. Jeśli inni robią to dobrze, a nawet doskonale, dlaczego w Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że beton jest trwały, korytarze powietrzne są niepotrzebne, więc trzeba zabudować każdą wolną przestrzeń betonowymi budynkami, które latem zamieniają się w wyspę ciepła? Od kilku lat obserwuję tylko dyskusje na licznych forach, konferencjach, debatach i na tym kończy się nasz zrównoważony rozwój. Czas zacząć działać, nie tylko mówić o smart-city.
*Tekst ukazał się w: Magazyn Drzewo Franciszka, numer 5-6, 2022/2023.
O autorce:
Katarzyna Kierzek-Koperska, Wiceprezes Wielkopolskiego Funduszu Rozwoju sp. z o.o. – przedsiębiorczyni specjalizująca się w usługach finansowych na rzecz MŚP. Ekspertka ds. podatków i zarządzania budżetami firm, działa na rynku ponad 25 lat. Menadżerka projektów rozwojowych w obszarze innowacji w biznesie. Prekursorka rozwiązań zrównoważonego rozwoju dla firm i jednostek samorządu terytorialnego. Ambasadorka Paktu Klimatycznego przy Komisji Europejskiej. Członkini Krajowej Izby Doradców Podatkowych. Zastępczyni Prezydenta Miasta Poznania w latach 2018-2020. Absolwentka European Academy of Diplomacy.